Latające pingwiny

Drugi dzień na Helu. Po wczorajszym rekonesansie już wiem, gdzie potencjał ptasi jest największy – przejrzę raz jeszcze port, przejdę się plażą od strony Jastarni do Wraków i spędzę dużo czasu na Cyplu Helskim. Po wczorajszym obfitym w nowe gatunki dniu dziś mam już mniejsze oczekiwania. 

Zaczynam od wizyty w porcie o wczesnym świcie – przecież nie będę spał do śniadania. Jest chłodniej, w nocy nieco śniegiem poprószyło, wodę na chodnikach przymroziło. Ale wiatr mniejszy, co jest dużo ważniejsze w obserwacji ptaków.

Na tle sennego jeszcze miasteczka wyróżnia się ładnie oświetlony gotycki kościół

Widok portu jeszcze bardziej kosmiczny

W porcie spotykam te same ptaki. Niepoliczalne lodówki

Bardzo ładnie prezentuje się samiec lodówki w locie. Pokrojem i sposobem lotu przypomina mi bażanta

Edredony w tym samym miejscu i w tej samej liczbie. 

Jak łatwe okazuje się kolejne zaobserwowanie tych samych rzadkich morskich gatunków. Uciecha już nie ta sama, ale radości z pierwszego spotkania to nie umniejsza.

Kazik zaległ na plaży

Nieco rozwidnia się – ptactwo zaczyna poranną migrację z noclegowisk na żerowiska.

Przed śniadaniem przechodzę się jeszcze główną ulicą miasta, zwracając uwagę na pojedyncze historyczne budynki. Malowniczo musiało to miejsce wyglądać, gdy było jeszcze małą wsią rybacką. 

Na przedpołudnie mam sprytny plan: zamawiam taksówkę, która wywiezie mnie daleko poza miasto w kierunku Jastarni i wyrzuci na bezludziu, zmuszając mnie do powrotu do Helu na piechotę plażą. Bo właśnie na obszarze Zatoki pomiędzy Jastarnią a Helem widziałem duże stada ptaków na wodzie. Ma być chłodno – ubieram się jeszcze cieplej. I niosę cały majdan: lustrzankę z dwoma zoomami, lunetę ze statywem i zestawem do digiscopingu, lornetkę i smartfon na szyi do notowania obserwacji.

Z drogi, gdzie zostawia mnie taksówka, przechodzę przez rzadki sosnowy las do brzegu zatoki. Pierwszy widok z plaży w kierunku Helu

Dla odmiany dziś jestem pilnowany przez ORP Piast.

Jest tu nieco ptactwa

Ale orientuję się, że wyszedłem na plażę za blisko Helu. Idę więc w kierunku Jastarni

Łapię  jedyny dziś dłuższy moment, gdy mocno nie wieje i jest słonecznie. Rozstawiam statyw z lunetą. W licznych stadach łabędzi niemych widzę też duże stada gągołów i pojedyncze inne kaczki, tracze i kormorany. 

Trenuję też digiscoping, ale tylko na obiektach nieruchomych, bo ptactwo jakoś nie chce współpracować. Widok odległej o kilka kilometrów wieży telekomunikacyjnej powiększony przez lunetę a potem przez komórkę

Zawracam i idę w kierunku Helu częściowo plażą, częściowo lasem. Takie stworzenie w lesie na mnie patrzyło 

Krzywa wieża

Po kilkuset łabędziach, dziesiątkach gągołów, wielu kormoranach, paru nurogęsiach i szlacharach i niezliczonych mewach dochodzę do Wraków. 

Niebo ciemnieje, źle to wróży reszcie dnia.

Przechodząc przez port, nie mogę nie rzucić okiem na lodówki. Tym razem dla zachowania parytetów pozują samiczki

Jak planowałem, na dłużej zatrzymuję się na Cyplu. Rozstawiam sprzęt i pilnie obserwuję morze bliższe i dalsze. Tylko trochę daję się rozproszyć takim widokom: śmieszka, perkoz dwuczuby i lodówka w jednym kadrze

Ta śmieszka w środku kadru nieco wyprzedza aurę, przybierając szatę letnią już w lutym. Powinna wyglądać jak ta poniżej.

Lunetę z komórką i lornetkę mam skierowane na horyzont. To tam spodziewam się dojrzeć TONACOCZEKAMDZIŚNAJBARDZIEJ. 

A póki co, podziwiam krzywiznę Ziemi.

Odległość od tych konstrukcji jest tak duża (20-40km?), że ich dolna część jest zasłonięta wypukłością kuli ziemskiej. 

Im bliżej końca dnia, tym więcej widzę stad ptaków przelatujących nisko nad wodą. W większości za daleko bym w lornetce czy lunecie mógł zobaczyć szczegóły gatunku. Nadal więc czakam – kiedyś jakieś stado musi przelatywać bliżej.  

I leci – ciągle daleko, ale już wiem, że widzę jakieś alki. Czyli takie małe latające pingwiny wyglądające np. tak:

Z rodziny alk na polskim wybrzeżu możemy zobaczyć alczyki, nurniki, alki i nurzyki. Dla takiego nie dość zaawansowanego obserwatora jak ja, pewnie tylko dwa ostanie gatunki wchodzą w grę. I to przy dużym łucie szczęścia. A wszystkie do siebie podobne z dużej odległości. Więc moja obserwacja „jakiejś alki” nie jest jeszcze dostateczna  – czekam dalej. Aż się doczekuję – leci stado 29 ptaków „pingwinowatych” w odległości pozwalającej na dostrzeżenie w lornetce tępo uciętego dzioba. A takie mają tylko alki. Jest obserwacja, nie ma jednak zdjęcia. Telezoom za krótki, dla lunety nie ta prędkość. Szkoda – to rzadka obserwacja i sam wpis bez dokumentacji może nie być zaakceptowany przez ornitho. (Uprzedzając wypadki – obserwacja została zaliczona!).

Był to ostatni moment na obserwacje ptaków tego dnia. Chmury od dłużej chwili zwiastujące załamanie pogody przyniosły pierwszą tego dnia burzę śnieżną. 

Schowałem się w jedynym działającym na plaży barze i natychmiast zamówiłem grzane wino. Nie wiem co w nim było, uprzejma pani zapewniała, że było tam tylko zwyczajne 14%. Po małym kubku czułem zawroty głowy i zacząłem widzieć dziwne rzeczy. 

W przerwie między śnieżycami cykam jeszcze parę fotek nieustraszonym mewom

Kończy się drugi dzień na Helu. I ostatni. W planie miałem przedłużenie pobytu w tym miejscu o jeszcze jeden dzień, ale prognoza na jutro nie zachęca do pozostania. Poświęcę zatem jutrzejszy poranek na przeprowadzkę do Władysławowa, licząc, że to pogorszenie pogody szybciej się rozejdzie bliżej stałego lądu. 

Udane to były dwa dni. Na nogach od świtu do zmierzchu, obcowanie z naturą, zmienną aurą, małą liczbą ludzi, miłą obsługą w hotelu. A przede wszystkim –  37 widzianych gatunków ptaków, z czego 6 po raz pierwszy w życiu.

Zapraszam do Galerii na nieco więcej zdjęć z tego dnia.