Całą resztę dnia rozpoczętego tak pięknie świtem nad Grabownicą spędzamy w terenie – trochę autem, więcej pieszo.
Południowy spacer
Przy bezchmurnej i bezwietrznej aurze i woda i niebo zapewniają podobnie gładkie, jednolite tło
Bieliki wszędzie nam towarzyszyły przez te kilka dni
Gęgawy pasące się na grobli – na pierwszym planie to tegoroczna młodzież, z tyłu dorosła gęś; może to rodzina?
Gdzieżeś ty bywał, czarny baranie?
Karpie proszące się na święta
Samochodem podjeżdżamy pod wieżę na Grabownicy. NA spuszczonym stawie ponownie widzimy dużo bielików.
Przez dłuższą chwilę obserwuję przez teleskop nierówną walkę młodego bielika z dwoma wronami siwymi. Każda z osobna nie byłaby w stanie bielikowi zrobić krzywdy, ale we dwie mogą mu życie mocno uprzykrzyć. W końcu bielik się poddał.
Czysto białe czaple i ich odbicia
Schodząc z wieży po wąskich i niskich schodach, widzę „laurkę” pozostawioną przez kogoś, kto doświadczył tego samego bolesnego uczucia, co ja. Czyli gwizdnął głową o zbyt nisko zawieszoną belkę. Faktycznie – inżynier tego nie robił.
Przypadkowe spotkanie – jadąc samochodem, na polu widzę stado średniej wielkości z niczym się nie kojarzących ptaków. Zatrzymujemy się, cofamy… To kuliki wielkie
Kilkanaście kulików zatrzymało się w przelocie na polu z poplonem. Nieco zbyt daleko na dobre zdjęcia, ale wystarczająco blisko, by nawet gołym okiem dostrzec ich długie zagięte dzioby. Nigdy wcześniej nie widziałem kulików z tak bliska, więc radość spora. I stąd tytuł odcinka, bo z pewnością była to obserwacja dnia.
Teatr cieni
I tak idąc i idąc, dochodzimy do zachodu
Zachodźże, słoneczko, Skoro masz zachodzić Bo mnie nogi bolą Po tym polu chodzić Nogi bolą chodzić, Ręce bolą robić Zachodźże, słoneczko, Skoro masz zachodzić
To z dziecięcej piosenki, nie moje…
Stoimy i patrzymy.. A potem na odwrót
Zachód słońca to czas, gdy ptactwo wraca z żerowisk na noclegowisko. Stada gęsi i kaczek przelatują jedne za drugim. Na tym jednym zdjęciu widać grubo ponad 500 ptaków
Już po zachodzie, gdy robi się ciemno, nadlatujące ptaki ciągle nad nami słychać. Pora wracać.