Po kilkunastu dniach od poprzedniej wycieczki dziś, czyli 1 października, znów jestem nad Zatoką Gdańską. Tym razem poruszać się będę na niewielkim obszarze Mierzei Wiślanej z bazą noclegową w Krynicy Morskiej. Zapisałem się bowiem na dwa przedsięwzięcia: kolejny już raz na całodzienne drapoliczenie na Wieży Pirata i po raz pierwszy na obóz obrączkarski Akcji Bałtyckiej.
Tym razem docieram do Gdańska dziennym pociągiem. Bardziej komfortowo taka podróż przebiega, ale za to z poczuciem, że gdybym jechał nocnym, to już bym był na miejscu. Docieram więc na Mierzeję późnym popołudniem. Została mi jeszcze tylko niecała godzina światła dziennego, więc nie dojechawszy nawet do pensjonatu w Krynicy, zatrzymuję się przy Przekopie Mierzei, by się upewnić, że ptaki na mnie czekają i że nie przyjechałem tu na darmo.
Taka sytuacja
Choć nie była to już pora na ptaszenie, one tam na mnie czekały. Mewy siodłate, srebrzyste, siwe i niezmiennie stadko biegusów zmiennych.
I pojedynczy kamusznik.
Chwilę go obserwowałem, bo dziwnie się poruszał. Gdy pokazał się cały, zauważyłem, że jedną nogę ma złamaną lub zdeformowaną. W żerowaniu mu to jednak nie przeszkadzało.
Przelatujący bielik
Samotny spacerowicz przyszedł podziwiać zachód słońca
Płynne złoto
Ostatnie żerowanie
Koniec dnia
Do Krynicy dojeżdżam już po ciemku. Na ulicach pusto, nieco ludzkości siedzi w kilku działających jeszcze restauracjach. To miasto nocą należy do dzików.