Bewiki

Poranek 28 października, piątek. Dziś wracamy do domu. A szkoda – mógłbym w Dolinie Baryczy miesiąc spędzić i nie miałbym dosyć. Prawda, że tak dobra pogoda nie co dzień się zdarza, ale i w chłodniejsze, bardziej wietrzne i pochmurne dni jest tu co robić.

Planujemy wyjechać po późnym śniadaniu, bo dopiero na 9 rano umówieni jesteśmy na odbiór świeżych ryb. W drodze nie będzie nam się spieszyć, więc zatrzymamy jeszcze w drodze tu i tam. A i od świtu do śniadania sporo czasu… – jest o czym pisać.

Wstaję jeszcze po ciemku i wychodzę na hotelowy taras widokowy. Patrzę na wschód. Jest chłodny, nieco pochmurny świt. Słońce jeszcze nie wzeszło. Jest pięknie.  

I choćby przyszło tysiąc estetów i każdy zjadłby tysiąc rozumów, to nie przekonają mnie, że wschody i zachody słońca są nudne i tandetne.

Słońce wzeszło, żurawie jako pierwsze wyruszają na żerowiska

Zdjęcie dnia?

Gdy już wszyscy są na nogach, idziemy na godzinny spacer. Takie mamy widoki

Ta sroka na dachu wyglądała jak detal architektoniczny

Sierpówka  

Jeszcze sto lat temu nieobecna na terenie dzisiejszej Polski. W połowie ubiegłego wieku rozpoczęła kolonizację Europy Środkowej. Dziś to już osiadły gatunek lęgowy, którego polską populację ocenia się na 1-1,5 miliona. I szybko rośnie.

Owoce dzikiej róży w zalewie z porannej rosy

A to nie przyprószona śniegiem choinka. To rosa osiadła na nitkach pajęczyny spowijającej   iglaka.

Spacer krótki, więc dochodzimy tylko do stawu Gadzinowego Dużego. A na nim dziś królują nurogęsi. Jedno z najbardziej licznych stad, jakie kiedykolwiek widziałem – niemal sto sztuk naliczyłem.

Po śniadaniu odbieramy zamówione dzień wcześniej ryby

Część z nich zjemy wkrótce, ale pozostałe doczekają wigilii.  

Jeszcze dwa ptasie przystanki w Dolinie Baryczy przed nami. Pierwszy nad Starym Stawem. To ostatnie szansa na zobaczenie łabędzi czarnodziobych – choć były już raportowane w październiku na tutejszych stawach, to przez ostatnie dni nie widziałem ich. Z drugiej strony wiem, że Stary Staw jest bardzo duży, a ptaki często siedzą na wodzie poza zasięgiem lunety. 

Dochodzimy do czatowni

Pierwsze widoki gołym okiem i lornetką są obiecujące. Rozstawiam więc sprzęt. Jedną sprawną ręką wolno to idzie

Lunetę kieruję na odległe stado łabędzi. W lornetce nie sposób określić gatunku, choć z powodu żółtawego dzioba już wiem, że to nie nasze najpowszechniejsze łabędzie nieme. Krzykliwe to czy czarnodziobe?

W lunecie wyraźniej widać dziób z dominującym kolorem czarnym. A więc brewiki, czyli najmniejsze z naszych łabędzi. Wyruszając na tę wycieczkę kilka dni temu, liczyłem właśnie na pierwsze w życiu spotkanie z łabędziami czarnodziobymi. I udało się! 

To dwieście dziewiętnasty patsi gatunek zaobserwowany przeze mnie w tym roku. Nieźle.

W drodze na Żmigród robimy jeszcze jeden krótki przystanek na Stawie Jelenim, który już raz widzieliśmy w drodze nad Barycz. Poprzednio królowały na nim mewy, dziś uwagę zwracają przede wszystkim bardzo liczne – pasące się jak owce na łące – bieliki.

Trzy dni szybko minęły. Wracamy do domu.