Przy kwitnącym jaworze już od ponad tygodnia szumi w powietrzu od pszczół, dla których , te duże drzewa są jednym z najważniejszych pożytków o tej porze roku. Dzielą się zarówno nektarem, jak i pyłkiem. Dziś w południe hałas jednak był znacznie większy: u stóp jawora, na krzaku bzu czarnego, jakieś półtora metra nad ziemią osiadł rój.
Sam pszczół nie mamy, najbliższy nam pszczelarz nie potwierdził ucieczki roju, więc pszczoły uciekły z której z dalszych pasiek we wsi.
Był to bardzo liczny rój, ważył pewnie z 1.5kg, czyli było w nim ok 15 tys. owadów. To prawie kompletna rodzina, w której środku z pewnością była tam i matka.
Na szczęście inny zaprzyjaźniony pszczelarz miał zapasowy ul przygotowany do podziału jednej z rodzin. Podjechał szybko wyposażony w skrzynkę i parę gadżetów potrzebnych w tej sytuacji. Na szczęście na drzewo nie trzeba było się wspinać, by strząsnąć rój. Duża jego część wpadła wprost do otwartej skrzynki, a na wejście reszty rodziny do zamkniętej już skrzynki trzeba było jeszcze niemal godzinę poczekać.
Do nowego ula zostaną wpuszczone wieczorem, a gdy się rano obudzą będą już dobrze zadomowione i zabiorą się do pracy.