Za Nysą Łużycką

Od dawna planowaliśmy wycieczkę do Goerlitz. Byliśmy tam już parę razy, ale głównie przelotem. A że lista obiektów wartych uwagi jest na tyle długa, z góry założyliśmy, że miasto to zasługuje na dwie a może i trzy osobne wizyty. A to blisko przecież, więc od nas wyskoczyć tam można nawet i na pół dnia po śniadaniu.

Stare miasto warte jest zobaczenia z wielu powodów. Dla porównania z bliźniaczym Zgorzelcem, który był kiedyś prawobrzeżnym przedmieściem miasta głównego. Dla uczucia pewnej swojskości wynikającej z podobieństw Zgorzelca/Goerlitz z naszą rodzinną Jelenią Górą. Dla doświadczenia łużyckiej odrębności Goerlitz w porównaniu z innymi miastami niemieckimi. I w końcu ze względu na bogate zbiory muzealne związane z historią Śląska – paradoksalnie, bogate śląskie zbiory zachowały się w niedotkniętym wojną łużyckim Goerlitz. No i praktyczne powody nie są tu bez znaczenia – jest to jedyne tak duże miasto w Niemczech, które można komfortowo odwiedzić w ramach krótkiego dziennego wypadu. 

Dziś pada. Na krótko tylko zatrzymujemy się pod pałacem w Łagowie. Bo nigdy tam nie byliśmy, a ładny to pałac. Pasowałby do krajobrazu Doliny Pałaców i Ogrodów, gdyby tylko był bliżej.

Zatrzymujemy się po polskiej stronie i wybieramy spacer prawym brzegiem Nysy, by podziwiać panoramę Goerlitz i by przejść się mostem staromiejskim ponownie łączącym miasto z  jego dawnym przedmieściem.  

Jeszcze po polskiej stronie, na nadnyskim bulwarze, podchodzimy do domu Jakuba Boehme – szewca i śląskiego mistyka. Ważna to postać dla duchowej kultury naszego regionu. Najwięcej i najciekawiej czytałem o nim w książkach Henryka Wańka – chyba w „Opisie podróży mistycznej z Oświęcimia do Zgorzelca”. A i sam Waniek to też mistyk – Śląska, Karkonoszy i samych Gór Izerskich. Polecam jego lektury z „Finis Silesiae” na pierwszym miejscu.

Wizytę w mieście zaczynamy od Muzeum Górnośląskiego Towarzystwa Nauk. A raczej chcieliśmy zacząć, ale dopadła nas niemiecka rzeczywistość  – w wielu miejscach w Niemczech karty kredytowe nie są jeszcze akceptowane. Problemem było to już 20 lat temu, jest i teraz. Zwiedzamy więc miasto w poszukiwaniu bankomatu i po  dłuższym spacerze wracamy. Dłuższym, bo lokalna koncepcja urbanistyczna zakłada, że w mieście mają mieszkać ludzie, a nie banki, apteki czy inne czysto komercyjne instytucje.  

Patrząc na wyludniające się centra naszych miast, akurat ten element niemieckiego Ordnungu chętnie bym do Polski przeniósł. Nawet kosztem dodatkowego spaceru do najbliższego bankomatu.

O wizycie w Muzeum Towarzystwa Nauk mógłbym napisać osobny artykuł i to nie jeden, biorąc pod uwagę konteksty. Krótko tylko wspomnę. Założycielem Górnośląskiego Towarzystwa Naukowego (Oberlausitzische Gesellschaft der Wissenschaften) był między innymi Adolf Traugott von Gersdorf, właściciel Pobiednej i tamtejszego pałacu. Był to człowiek wielkiego umysłu i wielkiego entuzjazmu do nauki i przyrody. Wkrótce doczeka się on tablicy pamiątkowej wystawionej staraniem Marcina Wawrzyńczaka (Wielka Izera) i tłumaczenia jego pamiętników z podróży. Mnie von Gersdorf interesuje z innej przyczyny – na przełomie XVIII i XIX wieku przywiózł on z podróży po Europie technikę preparowania ptaków i sam zgromadził pokaźną ich kolekcję w pałacu w Pobiednej. O ile wszelkie inne swoje zbiory (olbrzymią bibliotekę, instrumenty naukowe, grafiki) przekazał na rzecz Muzeum, to kolekcję ptaków prawdopodobnie pozostawił w pałacu żonie. Dalszy los tych zbiorów nie jest znany.  Więc szukam śladów i tropów. 

Biblioteka Muzeum – część tych zbiorów pochodzi z pałacu von Gersdorfa.

Sam Traugott oraz obraz przedstawiający scenę zakładania Towarzystwa Naukowego 21 kwietnia 1779 roku – jedną z najstarszych i istniejącą do dzisiaj instytucję naukową w Europie.   

Gersdorf interesował się m.in. mineralogią, kartografią, grafiką, meteorologią, elektrycznością, ornitologią, systematyką świata przyrody, był podróżnikiem i górołazem. Obok na zdjęciu model układu Ziemia-Słońce z gabinetu Gersdorfa w Pobiednej.

A to maszynka do wytwarzania napięcia elektrycznego i jego magazynowania w baterii butelek lejdejskich. Kto nie spał na fizyce w 7 klasie, ten pamięta…

Tak zmagazynowaną energię elektryczną Gersdorf wykorzystywał w różnych celach: do leczenia chorób nerwowych czy do tworzenia figur Lichtenberga (na zdjęciu poniżej)

Z towarzystwa nauk wszelkich z czasem stało się ono głównie instytucją badającą historię i kulturę. Jeszcze w XIX wieku wszystkie jej eksponaty przyrodnicze zostały przekazane nowopowstałemu Muzeum Przyrodniczemu w Goerlitz (Senckenberg Museum für Naturkunde Görlitz). I do tego muzeum wybierzemy się przy okazji następnej wizyty w tym mieście. Tym razem pozostaje nam tylko rzucić okiem na gablotkę przypominjącą dawne zbiory ornitologiczne.

Muzeum jest dużo bardziej różnorodne, niż wynikałoby to z mojego opisu. Warto zapłacić 6 Euro gotówką.

Czas na kawę i spacer po mieście. Starówka robi dobre wrażenie – większość kamienic jest już odrestaurowana i zamieszkana. Liczne acz drobne sklepiki, kawiarnie, muzea nie czynią z miasta ani centrum handlu ani skansenu. Żywe miasto. 

Ładnie odnowione portale

Arkady, choć znacznie krótsze, przypominają jeleniogórskie

Idziemy do Muzeum Fotografii – miejsca nieco odległego od starego miasta. Witają nas figury ojców fotografii – Talbot, Daguerre i Niepce. 

Wewnątrz znajduje się kolekcja starych aparatów i osprzętu fotograficznego oraz galeria współczesnych już zdjęć. Za wejście płacimy gotówką do ręki – ale bilet dostaliśmy więc Ordnung jest. 

Rzut oka spod fary Świętych Piotr i Pawła na prawy brzeg. Nie wiem czy bardziej drażnią oko niewyremontowane ciągle budynki – których i na lewym brzegu sporo – czy wieżowce w tle.

Pogoda robi się coraz bardziej muzealna, a nie spacerowa. Na kolejne muzea – Śląskie i Przyrodnicze – przyjedzie jednak czas następnym razem. Dziś już kończymy.

Parę zdjęć więcej wrzuciłem do Galerii.