Kategoria: W lesie

Borowik majowy

Tradycji stało się zadość – pierwszy tegoroczny borowik pojawił się jeszcze w maju. A nie zawsze tak jest – w zeszłym roku pierwsze grzyby pojawiły się czerwcu. 

W niektórych rejonach grzybem majowym nazywa się borowika szlachetnego; gdzie indziej z kolei borowikiem majowym nazywa się wszelkie borowiki znalezione w maju. Ja z tej drugiej szkoły jestem, ale że w naszym lesie o tej porze roku nie zdarzyło nam się jeszcze znaleźć innego borowika niż ceglastopory, więc to on jest dla nas borowikiem majowym. 

A tym samym na  śniadanie była dziś pierwsza tegoroczna jajecznica na grzybach – jaja od własnych kurek, grzyb własnoręcznie rankiem zebrany w pobliskim lesie, do tego szczypiorek z własnego ogrodu, chleb własnego wypieku i to wszystko popite kefirem własnej roboty z mleka od kóz kupowanego regularnie po sąsiedzku. 

Pierwszy zimowy poranek

Później niż w zeszłym roku przyszedł pierwszy śnieg

Przez cały dzień dominowała mieszanka tych samych kolorów: ołowianego nieba, bieli śniegu, rudo-pomarańczowych liści brzóz i gdzieniegdzie czerni drzew.

Przymroziło

Po dwóch próbnych przymrozkach dziś rano przymroziło na serio. Aż do południa utrzymywał się szron na łąkach i w ogrodzie, dostarczając mnóstwa pięknych widoków.

Cała górna wieś widziana z naszej górki udekorowana na biało

Łąka leśna

Na kaloszach już nie woda, ale jeszcze nie śnieg.

Piękne makro! Po więcej zapraszam do Galerii.

Grzybobrania ciąg dalszy…

W lesie grzyby powoli się kończą. Są jeszcze małe grupy podgrzybków, pojedyncze prawdziwki, maślaki i borowiki ceglastopore. Ale sezon trwa – co drugi dzień przynosimy kapelusz kani i pieczarek rosnących na naszej łące. Pieczarki zjadamy z poranną jajecznicą, a solone kapelusze kań pieczone z dodatkiem masła idą jako przystawka do obiadu. Pynio!

Co to jest ten grzyb?

Ten grzyb to borowik – największy okaz w całym naszym długim sezonie grzybowym.

A co ten borowik robi? On otwiera oczy niedowiarkom, którzy mówią, że już po grzybach.

A ten grzyb dostaje medal sekcji artystycznej za dekorację kapelusza.

Nie, nie jest to jurajskie wykopalisko. Takie teraz grzyby robią. 

Jesienny las

Choć obyło się jeszcze bez przymrozków, te ostatnie chłodne dni wyznaczyły wyraźną cezurę pomiędzy babim latem z końca września z pełnokrwistą jesienią. Las zżółkł w ciągu paru dni, ale nadal darzy. Zapraszam do galerii na parę ładnych fotek.

Żniwa

Żniwa rolnicze mają się już ku końcowi. Do skoszenie zostały jeszcze gdzieniegdzie łąki – zwłaszcza te objęte programami środowiskowymi – i gryka. 

Ale w lesie żniwa ciągle w toku i pewnie potrwają jeszcze ze dwa miesiące. 

Obrodziło tego lata wszelkimi gatunkami grzybów. Najliczniejsze gatunki to kurki, podgrzybki, kozaki szare i czerwone, borowiki ceglastopore i te właściwe – borowiki. Rzadziej trafiają się maślaki, w tym pikantne maślaki pieprzówki dobre do porannej jajecznicy.

Suszymy je, marynujemy, mrozimy surowe i w postaci sosu, zjadamy na bieżąco, rozdajemy…. A rano pojawiają się nowe. 

Czapka grzybów

Sucho w naszym lesie, grzybów nie ma… To znaczy są, ale w ilościach, które nie kwalifikują się na grzybobranie.

Można co najwyżej spacerując o poranku z psami – jak my to codziennie robimy – do czapki trochę nazbierać. Na śniadanie do jajecznicy,  na obiad do zupy grzybowej czy sosu grzybowego lub w końcu minimalny nadmiar zamrozić. Nie suszymy, bo zapasy zeszłoroczne jeszcze się nie skończyły.

 Borowiki ceglastopore już się kończą i są zastępowane borowikami szlachetnymi i podgrzybkami. Z rzadka koźlarz się trafi – i to raczej szary czyli babka, niż czerwony, 

 

A z niejadalnych grzybów trafiłem ostatnio na młode owocniki niszczycy anyżkowej. Jest to huba o miękkim, gąbczastym na tym etapie rozwoju miąższu. I powinna pachnieć anyżkiem, ale nie sprawdziłem.

No i mamy szczyt owocowania maliny leśnej. Kilka garści co poranek prosto z krzaka jeszcze przed śniadaniem – pycha!

A i pierwsze jeżyny nadają się już do jedzenia. W słońcu dojrzewały – słodkie są. 

A źródło wciąż bije..

Mimo upałów i długotrwałej suszy Wolframowe Źródło vel Źródło Św. Wolfganga nie wyschło. Płynie intensywny strumień zimnej smacznej wody.

W zeszłym roku jesienią po kilkumiesięcznej suszy źródło ustało. Pewnie i w tym roku na długo wody już nie starcza, jeśli wkrótce nie dowiozą nowej… 

A propos źródła nazwy tego źródła.. Ile nazw ono miało i ma?

Dziś funkcjonuje pod dwoma nazwami: Wolframowe Źródło i Źródło Św. Wolfganga. Obie nazwy wywodzą się z czasów niemieckich: Wolframbrunnen i Wolfgangbrunnen odpowiednio. Ale są też i dwie inne nazwy: Źródło Św. Wolframa i Wolfsborn. Wiele nazw ale jeden wspólny element: Wolf czyli wilk. 

Nazwa der Wolfsborn (Wilcze Źródło) funkcjonuje w (do?) XIX wieku i być może to jest właśnie najstarsza wersja wywodząca się jeszcze z czasów pogańskich.  Bo poganie – jeśli to oni nadali temu miejscu pierwsze imię – ani  świętych katolickich nie czcili ani pojęcia o pierwiastku wolframie pojęcia mieć nie mogli. Inaczej niż o wilkach… Dopiero później nadano źródłu chrześcijańskie dziś funkcjonujące nazwy, ale zachowując pierwotnego wilka w pierwszym członie – i pogański wilk syty i chrześcijańska owca cała. 

Może gdy wilki wracają w te strony, wrócimy kiedyś do pierwotnej nazwy?

Ale która z pozostałych trzech nazw wydaje się być najwłaściwsza..? Wolframowe Źródło wydaje się mieć najmniejsze uzasadnienie – choć woda ze źródła wg legend miała mieć ozdrowieńczą moc, ani wolframu ani innych nadzwyczajnych minerałów w nim nie znaleziono. A sam wolfram został odkrty dopiero pod koniec XVIII w., kiedy to okoliczni mieszkańcy juz od dawna musieli jakąś nazwą się posługować. A może Wolframbrunnen rozumiane po polsku jako Wolframowe Źródło nie do wolframu się odnosiło, ale do Świętego Wolframa, co po niemiecku też pewnie brzmiałoby Wolframbrunnen?

Który święty zatem – Wolfgang czy Wolfram bardziej tu pasuje…? Obaj byli biskupami i obaj zostali wyświęceni za swe misje chrystianizacyjne – ten drugi próbował chrzcić Fryzów w VIII w., ten pierwszy Węgrów w wieku X. Ten drugi pochodził z Sens (dziś Francja), ten pierwszy z Ratyzbony (Regensburga) w Niemczech. Zarówno więc geograficznie jak i i historycznie Wolfgang wydaje się bliższy. Na jego lub nieco tylko późniejsze czasy przypada pewnie akcja chrystianizacyjna Serbów Łużyckich, którzy – jak głosiły lokalne legendy – uciekając z Budziszyna przed naporem germańskim, schronili się w okolicach Mirska i Świeradowa, a w pobliżu Wilczego Źródła mieli swoją kącinę, czyli miejsce kultu. 

Ale to tylko moje spekulacje na podstawie skąpych przecież – nomen omen – źródeł.

Oprócz typowych lektur (Wiki, Słownik Geografii Sudetów Staffa) wykorzystałem również informacje ze strony Czesława Białczyńskiego (bialczynski.pl) i bloga Marcina Wawrzyniaka (najstarszedrzewa.blogspot.com).