Sympatyczna i kulturotwórcza zarazem uroczystość miała miejsce na Jeleniej Łące w Górach Izerskich. W miejscu, gdzie do początku XX wieku stała Michałowa Buda (Michelsbaude), został postawiony kamień, na którym dziś została odsłonięta tablica upamiętniającą tę chatę. A ponieważ miejsce to znajduje się z dala od dróg samochodowych, była to również mała wycieczka.
Grupa ok. 25 osób zebrała się na parkingu w Jakuszycach i o godz. 11 wyruszyła w kierunku Rozdroża Pod Cichą Równią.
Już na na miejscu Marcin Wawrzyńczak, główny inspirator i prowokator wydarzenia, przedstawił historię poszukiwań informacji o budzie i pomysł jej upamiętnienia. Podziękował przy tym osobom zaangażowanym w projekt: Ullrichowi Junkerowi za tłumaczenia licznych materiałów źródłowych, sponsorom za pokrycie kosztów tablicy i panu leśniczemu, w którego rewirze rzecz miała miejsce.
Ullrich Junker przedstawił kontekst historyczny. Jego biegłej umiejętności czytania pisanego niemieckiego gotyku historia Michelsbaude ukazała nam swe liczne oblicza.
Nasze psy też słuchały, ale sądząc po pyskach, historia akurat tej budy nie wzbudziła ich zainteresowania.
Odsłonięcie tablicy
Wybierając się z domu na takie wydarzenie, nie mogłem nie zabrać ze sobą dramatów Gerharta Hauptmanna z “A Pippa tańczy” na czele. Nie planując tego wcześniej i – cytując klasyka – bez żadnego trybu, zająłem na chwilę mównicę i odczytałem didaskalia do drugiego aktu dramatu, w których autor dość precyzyjnie opisuje wnętrze chaty będącej najprawdopodobniej – ale nie na 100 % – pierwowzorem była właśnie Michelsbaude w jej już schyłkowym okresie na początku XX wieku.
Organizatorzy pomyśleli nawet o poczęstunku – na drewnianej ławie stojącej tuż przy odsłoniętej tablicy wylądowały lokalne wyroby: chleb, masło, sery, serwatka i butelka oryginalnego Echt Stonsdorfera.
Dla mieszkańców naszej małej izerskiej ojczyzny i miłośników historii jednocześnie takie wydarzenie to nie lada gratka. Było nas tam ponad 20 osób z Polski, Czech i Niemiec, ale sądząc po aktywności w mediach, osób zainteresowanych tą tematyką jest znacznie więcej. Znacznie mniejsze grono stanowią osoby, które te historie wynajdują, badają i udostępniają innym – za to właśnie jestem wdzięczny Marcinowi. Oby odkrył jeszcze przed nami inne izerskie światy.
Polecam stronę wydawnictwa Wielka Izera utworzonego celem wydania książki oraz jej fejsbukową siostrę. A także archiwalne wpisy na blogu Marcina nieczęsto już niestety odświeżanym.